środa, listopada 19, 2014 0

plecak - smycz - pingwinek



Uffff.. Odetchnęłam z ulgą. Po dwóch dniach poszukiwań znalazłam to, czego szukałam - plecaczek ze smyczą dla Alexandra - czyli bardziej przyjemna, praktyczna dla dziecka i rodziców wersja szelek do chodzenia. Jestem zadowolona z zakupu i  spokojna, gdyż dwie pierwsze, dość udane próby chodzenia przy rodzicu w nowym nabytku mamy za sobą. Idzie nam coraz lepiej, ale pewnie potrzebujemy jeszcze kilka wyjść z domu, aby Alexander przyzwyczaił się w pełni do swojego 'towarzysza', którym został pingwinek firmy Clippasafe. Jest to plecak z otwieraną na zamek kieszonką na różne akcesoria, które możemy zabrać maluszkowi ze sobą. Może to być np. butelka z napojem. Dodatkowo posiada regulację długości szelek, więc może być spokojnie stosowany również za rok, dwa. Cena bardzo przyzwoita, jak na tę funkcjonalność. Zdecydowałam się na zakup w celu nauki chodzenia dziecka w pobliżu rodzica, oraz do nauki chodzenia dziecka za rączkę rodzica w mieście i publicznych - bardziej zatłoczonych miejscach. Tym razem nie dokonałam zakupu w sklepie internetowym, chcieliśmy przymierzyć produkt na Alexandra. Po pierwszym dniu przeglądania oferowanych artykułów w sklepach w centrum miasta, już miałam  swój typ i to był także typ Alexandra. Poza tym zależało mi na czasie, aby jak najszybciej zacząć ćwiczyć z Alkiem chodzenie w ten sposób. Wybierając dwa spośród czterech znalezionych po kilkugodzinnym poszukiwaniu  produktów typu plecak byłam pewna, że to jest idealny gadżet dla naszego dziecka. Alexandrowi spodobało się ubieranie, a najbardziej przypadł Mu do gustu pingwin, którego przedstawiam na zdjęciu ze sklepu i z domku. Wracaliśmy z zakupów z zabezpieczonym synkiem, widząc raczej wśród przechodniów na mieście pozytywne uśmiechnięte twarze skierowane w stronę naszego synka. I o to chodzi, żeby właśnie tak ludzie reagowali na potrzeby innych. Bo przecież nie chodzi nam o uwięzienie dziecka, tylko o Jego bezpieczeństwo i systematykę w nauce. Niestety jakiekolwiek zabiegi typu tłumaczenie, chwytanie za rękę, czy rozmowa w domu nie pomagały w tym, aby nasz synek szedł z nami za rękę w zatłoczonych miejscach. Za to był ciągły bieg -szczególnie w drugim kierunku, czyli tzw. uciekanie. Może powinniśmy w takim razie przeczekać ten moment i wozić dziecko głównie w wózku? Nie! Dość trzymania dziecka na uwięzi, lub wkładania Go do wózka, gdy zaczyna być nieposłuszny w najbardziej ciekawym dla Niego momencie. Niech ogląda kwiatki, liście i nauczy się chodzić z nami i pokazywać nam wszystko to, co Go interesuje. Myślałam ostatnio bardzo wiele, szczególnie po rozmowie z koleżanką, którą spotkałam ostatnio w Kościele. Potem o zabezpieczeniu dziecka w ten sposób wiele czytałam, także opinii i wypowiedzi matek na ten temat . Niektóre mówią stanowczo 'nie' takiej metodzie -pisząc przy tym, że One nigdy nie miały takich problemów z uciekającym dzieckiem. Inne piszą, że taki pomocnik przydał się naprawdę. Kilka dni temu spotkaliśmy w sklepie znajomych z synkiem, który w taki sposób jest prowadzany od dwóch tygodni. Posłuszny, uśmiechnięty i zadowolony chłopczyk! Trochę mamę prowadzał, a i trochę mama Jego prowadziła. Oni, rodzice chłopca kilkunasto miesięcznego bardzo sobie chwalą to rozwiązanie i namówili nas, żebyśmy się nad tym zakupem zastanowili. Wczoraj spojrzałam na swoje dziecko i zabrałam Go do sklepu. Uradowany wybrał pingwinka. Dzisiaj to ponowiliśmy i było tak samo. Od jutra codzienny trening przy domku nas czeka, a potem znów na miasto. Miejmy nadzieję, że do tego czasu zanim nauczymy się używać ten nowy sprzęcik, nasz synek nie zmieni zdania.. Nawet jeśli zmieni... mamy plecak, który przecież zawsze się przyda. :)



Znajdziesz mnie tutaj

Copyright © 2017 weekendownik