czwartek, kwietnia 06, 2017 2

jadąc na północ Lanzarote - Mirador del Rio

Lanzarote - afrykańska wyspa o powierzchni 845,9 km kw, należąca do Hiszpanii. Miejsce naszej podróży poślubnej, bardzo piękne i różnorodne. Powstała z wulkanu, jednak z nienaruszoną w pełni naturą, dopiero od kilku lat przyciąga nowych turystów. Na Lanzarote słońce świeci aż 330 dni w roku i głównie dlatego wybraliśmy ją na miejsce naszego wypoczynku i miłości w grudniu. Ta podróż okazała się dla nas idealna nie tylko ze względu na pogodę, przy której mogliśmy wygrzewać się na słońcu większą część dnia, lecz także z powodu całkiem przystępnej odległości, z Północnej Irlandii to 4 godziny lotu samolotem. Jak się okazało Lanzarote ma do zaoferowania niezrównanie piękne atrakcje powstałe naturalnie, nietknięte ręką człowieka, o których zobaczeniu wcześniej mogliśmy tylko pomarzyć. Tego, jakie wyspa wywarła na nas wrażenie nie sposób wyrazić słowami, po prostu trzeba tu powrócić. Nie dość, że mocno czuć tutaj klimat hiszpański jeśli chodzi o styl życia, i populację to jeszcze dodatkowo można poczuć się zupełnie jak w innym świecie.. Różne plaże, piękne odcienie nieba, i liczne wulkany. Mieszkając w jednej z centralnych dzielnic w wygodnej villi z basenem, tuż przy wybrzeżu Atlantyku, oraz przy jednym z najpiękniejszych deptaków mogliśmy praktycznie w kilkadziesiąt minut zasmakować właśnie takich niebywałych doznań -jadąc na północ lub na południe Lanzarote. Odległości zdecydowanie przemawiają za tym, aby po dwóch, trzech dniach lenistwa plażowego wsiąść w auto i po prostu dotrzeć do celu. Tym razem spędzaliśmy większą część dnia w głównym mieście Wyspy na Arrecife, a stąd już czekała nas całkiem przyjemna trasa ku najpiękniejszemu zachodowi słońca jaki kiedykolwiek widziałam... Jakoś tak wzbranialiśmy się przed wypożyczeniem auta do ostatniej chwili, aby te wakacje jak najbardziej nietknięte były tym, co na co dzień mamy. Na Lanzarote wylecieliśmy praktycznie odcięci od świata, i wszystkie sprawy zostawiliśmy daleko w NI, bez laptopa, prawie w ogóle nie włączając tv, a także bez konkretnego planu na wynajem auta. Dopiero będąc tam, westchnęliśmy: Ah jaka ta Wyspa jest piękna! Trzy ostatnie dni to było szybkie wypożyczenie auta i objazd Lanzarote. Raz przeznaczyliśmy na to cały dzień a dwa razy dopiero czas od popołudnia. Ponoć to, co najpiękniejsze na Lanzarote można zobaczyć na południu El Golfo (to w kolejnym artykule) oraz na Północy punkt widokowy Mirador del Rio. Dzisiaj zabieram Was na wycieczkę w kierunku północnym. Mirador del Rio, to nie tylko punkt widokowy, który stał się celem naszej podróży, lecz także cała okolica, i to co znajduje się po drodze. Niektóre centralne punkty warto pozostawić na inne dni zwiedzania. Na odwiedziny południowych atrakcji polecam przeznaczyć cały dzień, bo jest ich po prostu więcej. Jak dla mnie potwierdza się powiedzenie więcej, nie znaczy lepiej, i tak właśnie zakątki szczytowe Lanzarote są dla mnie niezrównanie atrakcyjne. Jadąc na północ..

Zanim jednak opowiem o tym najpiękniejszym, nie sposób pominąć wszystkich napotkanych w kierunku Mirador del Rio miejsc. Zmierzając w górę wyspy zobaczycie kilka sporych rozmiarów wygasłych wulkanów i charakterystyczny rdzawo brązowy odcień, który przepięknie kontrastuje z błękitem nieba. My postanowiliśmy przystanąć, aby zachować kilka ujęć tych pięknych widoków, dawnych wulkanów, po większości których pozostał tylko ślad i nazwa nadana każdemu z nich. Na Lanzarote wulkanów jest aż 300, z czego niektóre uaktywniły się jakieś 100 lat temu podczas trzęsienia ziemi zalewając niektóre wioski lawą. Jeśli mówimy o wulkanach, to najwłaściwszym ich zobrazowaniem jest jednak południowo-zachodnia część Lanzarote, a w szczególności Park Timafaya, który najlepiej przejść w odrębnym dniu. Tutaj na północy znajdziemy kartery w otoczeniu roślinności z powodu bardziej wilgotnego klimatu niż ten na południu.

Oczywiście w naszym planie zwiedzania nie zabrakło miłych przystanków wśród kwiatów. Niewątpliwie w Hiszpanii należą do nich kaktusy, a najbardziej znanym ogrodem, w którym zatrzymaliśmy się w miejscowości Guatiza jest Jardin de Cactus. Ogród kaktusów przyciąga dobrym usytuowaniem dla podróżujących jeszcze wyżej. Sama atrakcja rozmiarowo do największych nie należy, oczywiście nie licząc kaktusów olbrzymów, które można zobaczyć właśnie tu. Choć jak dobrze się przyjrzycie, dostrzeżecie też malutkie dwu-trzy centymetrowe okazy. Jest tutaj aż 9700 sadzonek kaktusów, a na samym wjeździe zobaczycie duże plantacje opuncji dające owoce. Poza tym dzięki żerowaniu na nich specjalnego gatunku wszy sprowadzonej z Meksyku, której larwy dostarczają kwasu karminowego (ten jest naturalnym drogim barwnikiem) wykorzystywane są w przemyśle. Jakby tego było mało, miejsce jest urokliwe i specjalnie tarasowo zaprojektowane na dawnej żwirowni przez Cesara Manrique. Kaktusy są w ogrodzie rozplanowane piętrami, w zależności od wielkości, długości kolców. Sprowadzone z różnych zakątków świata, na powierzchni 500 m kw. stanowią odrobinę roślinności na tej wulkanicznej wyspie. W ogrodzie botanicznym byliśmy naprawdę krótko i udało nam się zrobić kilka zdjęć. Wstęp jest płatny.




Kiedy już wypoczęliśmy w pełnym słońcu wśród zielonych kaktusów, przyszło nam trochę ochłonąć. Intensywny, choć krótki deszcz sprawił, że nie zdecydowaliśmy się wchodzić do wszystkich zakamarków skalnych w kolejnym ciekawym miejscu Lanzarote. Właściwie jaskinie to zupełnie nie moje klimaty, skoro jednak mój mąż pozostawał zainteresowany zobaczeniem takich mrocznych zamkniętych pomieszczeń to ja pozostałam głównie z kilkoma zdjęciami uwieczniającymi deszcz przy wejściu do jaskiń. Jamenos del Aqua i Cueva de Los Verdes są to miejsca, gdzie przygotowano sale koncertowe, taneczne, restauracje, oraz muzeum wulkanologii. Przez naukowców nazywane są jaskiniami sekretów, bo ponoć ich głębokość (ponad 50 m p.p.m) tak naprawdę nie została zbadana. Liczne rozgałęzienia ciągną się od wulkanu La Corona przez około sześć kilometrów, aż do Oceanu Atlantyckiego. Z kolei ciekawostką jest też to, że w sali koncertowej nie występują zniekształcenia głosu. Z tego też powodu sławni muzycy dokonują tutaj nagrań. Po krótkim, acz ulewnym oczekiwaniu na męża oraz spacerze przy drugiej części jaskiń wyruszyliśmy w dalszą drogę. Wejścia są płatne.
Jadąc serpentynami w już powoli zachodzącym słońcu, zmierzamy do najpiękniejszego widowiska Lanzarote. Miejsce Mirador del Rio na zawsze pozostanie w sercach naszej trójeczki. Także Alexander pokochał to urwisko, które zabezpieczone po wcześniejszym posterunku artylerii dziś stanowi punkt widokowy ograniczony szklaną kopułą w najbardziej wysuniętym na północ miejscu, mieszcząc w sobie kawiarnię i sklep z pamiątkami rękodzielniczymi, skąd zakupiliśmy biżuterię na rocznicę ślubu. Z kolei najwyżej osadzony punkt (479 m n.p.m.) ograniczony został balustradą, tak, aby móc zobaczyć tylko niebo i ocean, oraz małą wysepkę La Graciosa (zamieszkałą przez zaledwie 600 osób) wraz z podpływającymi łodziami. Weźcie ze sobą kamerę, a na pewno dobry aparat, bo takich widoków prędko nie zobaczycie. Spektakularna panorama powstaje w wyniku przesuwających się chmur i zachodzącego słońca. Przy dobrej widoczności dostrzeżecie też naturalną lagunę - Salinas i ocean z której uzyskuje się sól w wyniku wyparowania wody w ziemistych szachownicach powstaje sól.  Miejsce jest wietrzne i warto zaopatrzyć się w cieplejsze odzienie. Zapłacicie także tutaj.




W rejonie północnym można znaleźć jeszcze inne atrakcje. m. in. Dolinę Tysiąca Palm w Harii, gdzie ponoć po urodzeniu dziewczynki sadzono jedną palmę, a po urodzeniu chłopca aż dwie. Poza tym jest tutaj Muzeum Miniatur, a także Cesar Manrique House Museum, dom wraz z dziełami projektanta. Dla zainteresowanych, przyjazny link z voucherem umożliwiającym atrakcyjny zakup biletów.




2 komentarze:

  1. Te kaktusy wyglądają rewelacyjnie!!! 🌵🌵🌵 Wspaniałe macie wspomnienia! Pielęgnujcie je! 💚

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje dziecko było tak ciekawe kaktusów, że nawet wypróbowało jeden dotknąć. :) Na szczęście udało się usunąć delikatne kolce z paluszka. :) Alexander wie już na czym polega piękno tych kaktusów - po prostu trzeba je podziwiać! ;)

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz :)

Komentując wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych, które są m.in. wykorzystywane w analizie statystyk poprzez Google Analytics. Blog nie zbiera w sposób automatyczny żadnych informacji, z wyjątkiem informacji zawartych w plikach cookies tak zwanych "ciasteczkach".

Znajdziesz mnie tutaj

Copyright © 2017 weekendownik