poniedziałek, kwietnia 24, 2017 1

kobieta w podróży poślubnej


Dawniej nie marzyłam o podróżach do ciepłych krajów. Nawet gdy byłam 'dwudziestką', raczej kierowałam się do metropolii. Moje życie związane było z dużą aglomeracją, a turystyka tylko i wyłącznie z pracą. Możliwe, że czekałam na odpowiedniego towarzysza, no a dwoje to już całkiem dobra para podróżników. Jednym odpowiada samotna droga a mi jakoś tak ona nie pasuje.. Gdy na świat przyszedł Alexander nawet na myśl nam nie przyszło odległe podróżowanie, pierwsze były priorytety, a naszym był ślub. Możliwe, że tak miało być, że wszystko ułożyło się naturalnie, i poszło swoim torem. Nic nie przyspieszaliśmy. Była przyjaźń, było zakochanie, była miłość, była przyjaźń, rodzina. No i małżeństwo :) Po ślubie Alex miał już 3 i pół roku, i jak się okazuje w niektórych kwestiach stał się już całkiem samodzielny. Po długiej jesieni i wielkiej, dobrej stagnacji przyszła chęć na ogrzanie ciała i ogromna potrzeba słońca, także dla duszy. Już nie pamiętam Kto, ale śmiem twierdzić, że ja pierwsza rzuciłam hasło wyjazdu w kierunku Afryki. Moje marzenia były też marzeniami mojego męża. Z tym, że moje myśli kręciły się wokół Lanzarote, a męża myśli raczej były chęcią miesiąca miodowego. Potem wszystko się odwróciło, bo ja rozkochałam Go w pięknej Lanzarote, a On uczynił tą podróż czymś wyjątkowym dla mnie. Mężatka, lat 37, żyjąca w wilgotnej Irlandii zapragnęła pojechać po raz pierwszy do ciepłych Krajów. "Nigdy nie polecę do Hiszpanii, wszędzie, ale nie tam. Tam wszyscy latają. To takie nudne! Poza tym cała Zielona Wyspa lata na Kanary, więc Kanary też odpadają" - moje słowa. No oczywiście, gdzieś tam w zamyśle zawsze są Malediwy, a potem Japonia, w dalszej wizji może być Portugalia czy Grecja. Ale przecież nie Hiszpania, nie Majorka, nie Ibiza. Nie! Nie! Mamy małe dziecko, więc na pewno odpadają dalsze zakątki. Chwileczkę! Jest taka piękna wyspa, nieodgadniona, nieokiełznana, piękna, lazurowa i nietypowa. Lecimy w podróż poślubną na Lanzarote. Hiszpania, Afryka. Nie wyobrażam sobie żeby mogło być inaczej. Zresztą jest koniec roku, a my chcemy się wygrzewać. Poza tym nie wyobrażamy sobie lecieć bez Alexandra, lecimy w podróż poślubną we troje

Oczywiście najważniejsze miłości są zawsze przy mnie - także na Lanzarote. Dlaczego pokochałam Hiszpanię przekonałam się na Lanzarote. Przede wszystkim zaimponowały mi tradycje i ludzie, sympatyczne charaktery. Kobiety przygotowujące naszą willę do zamieszkania tak ogromnie żywiołowe i pracowite, wesołe. Kelnerka w barze szczerze uśmiechnięta, nie fałszywa, nie kokietliwa. Po prostu miła. Dlaczego żyjąc w Irlandii pokochałam Kanary? Na Wyspy Kanaryjskie dolecieliśmy w 4 godziny, a znaleźliśmy się w innym świecie, który pomimo różnorodności natury jest przyjaźnie nacechowany europejskimi akcentami znanymi z ulic naszego miasta. Żyć, nie umierać! Oprócz hiszpańskich restauracji są dyskonty m.in Spar. Super, nie trzeba gotować, wszystko jest pod ręką. Także ryneczek ze świeżymi owocami i warzywami. Idealne dla mnie rozwiązanie w podróży poślubnej ;) .

W gruncie rzeczy mimo tubylców o tej porze roku (koniec jesieni) znalazłam się na Wyspie tylko dla nas. Nie licząc właśnie takich miłych osób, które tutaj mieszkają na stałe, i świadczą na Lanzarote usługi my jesteśmy wśród małej grupy turystów, którzy co prawda tu teraz przebywają, ale jednak w dużej mierze są osobami w wieku średnim wypoczywającymi głównie mniej aktywnie. Hurra! Jestem na Bezludnej Wyspie :) Tak więc możemy się skupić głównie na sobie, na nas. Dzięki temu, jak również dzięki mężowi mogę podziwiać krajobrazy, wyleguję na plaży w spokoju, choć przyjaźnie nastawiona, do sporadycznych przechodniów. Właściwie nie jestem aspołeczna, ale tutaj chcę się wyciszyć. Nawet jeśli poświęcam energię, robię to dla NAS, nie dla innych. Wyszła ze mnie egoistka. Jestem przyjemnie zaskoczona, bo mogę tutaj być taka jak chcę, i nikt mi tego nie zabroni. Mąż wpatrzony we mnie jak w lusterko, posyła mi buziaki. Nasze dziecko uradowane podróżą. Czuję się wyjątkowo i widzę, że On też. Czy tak właśnie wygląda Młoda Para? 

Choć w podróży poślubnej jestem wolna to nie jestem sama :) Fajnie, że mam przy sobie ukochane osoby. Wszyscy mamy ogromną swobodę. Jednak w tej opowieści skupię się na mnie. Kobieta w podróży poślubnej może robić to czego nie ma na co dzień. Dziecko biega po willi samodzielnie, lub ze swoim tatą (który najczęściej jest poza domem w pracy). Wreszcie fajnie, że szczęśliwy mąż, który ma wolne od pracy, robi śniadanie do łóżka i zaprasza na obiad do restauracji. Super mieć chłopaków przy sobie. Oni są jak dwaj przyjaciele, to się nigdy nie zmieni, dzięki temu mam ogromny luz pod niektórymi względami, który tutaj na Lanzarote odczuwam szczególnie. Co zatem robi kobieta w podróży poślubnej? Relaksuje się! Nie sprzątam, nie siedzę w kuchni, nie biegam za dzieckiem, odpoczywam. Zresztą jeśli chodzi o gotowanie to już na większości urlopów praktycznie nie gotuję, no chyba, że akurat wypadają święta. 

Miałam zawsze taką wyobraźnię, aby latem móc nosić na głowie kapelusz i nie rozstawać się z nim na krok, a jedyną przeszkodą, która zawadiacko może mi ten plan pokrzyżować może być mocny wiatr. Tak mi się zawsze wydawało. Kiedyś próbowałam kapelusikowe marzenie zrealizować, to nad polskim morzem, to w ogrodzie naszego domu w czasie cieplejszego lata. Na nic się to nie zdało, bo stale kapelusz zdejmowałam z głowy biegnąc na wprost obowiązkom. Jednak tym razem wiedziałam, że się musi udać. Kupiłam nawet nowy z dużym rondem, granatowy i powiedziałam sobie, że nie groźny mi wiatr z którego słynie większość Wysp Kanaryjskich. W pierwszy dzień po przylocie swobodnie go założyłam i szalony wiatr zerwał mi go z głowy. Było to pierwszy i ostatni raz, nie licząc jednej wizyty na punkcie widokowym w Mirador del Rio. Od tego pierwszego dnia byłam przygotowana, bo miałam wszytą gumkę i o dziwo wiatry na Lanzarote się uspokoiły. Więc nawet gumka nie była potrzebna.

Zmiany w sobie rozpoczęłam już od momentu jak wykupiliśmy bilety lotnicze na Lanzarote, bo to był nasz pierwszy krok w kierunku tej wyspy. Może zacznę od tego, że oprócz kupna kilku rzeczy na letnią pogodę, oraz bielizny nie zrobiłam nic. Nie zaczęłam stosować jakiejś specjalnej diety, a już w samej podróży jedzenie na wyspie (świeże owoce) sprawiło, że schudłam 3 kg. Przed wyjazdem nie zapisałam się do solarium, nie wykupiłam wizyty u kosmetyczki. Zostałam sobą od początku do końca. Przed wyjazdem przygotowałam tylko kartę pamięci 'do działania', czyli opróżniłam tyle miejsca, aby móc robić minimum 700 zdjęć. Zresetowałam umysł, przeczytałam rozpoczętą książkę, aby nie brać jej w podróż. Napisałam kilka artykułów i odstawiłam pisanie bloga na ponad tydzień. Przed samym wyjazdem zrobiłam sobie szybkie ombre w warunkach domowych. Chyba tego mi było trzeba. Najważniejsze to wyruszyć w podróż nie pytając siebie o zbędne rzeczy, być pozytywnie nastawiona i być pewną, że to podróż naszego życia. Naszego, a nie kogoś innego. 

W podróży poślubnej miałam wiele czasu dla siebie. a skoro miałam go aż tak wiele dla mnie, to też więcej dawałam innym. Uśmiechnięta, pachnąca, zadbana, a zarazem naturalna. Z wypuszczonymi włosami, nałożonym kapeluszem, raz pięknie pomalowana, a innym razem bez makijażu. Pierwsze dni, to głównie plażowanie i wypoczywanie w naszej willi, w której zresztą mogliśmy zażywać kąpieli w basenie, z ogródkiem pełnym pachnących róż i kwiatów. Zresztą, gdzie się nie ruszyłam, wszędzie towarzyszyły mi kwiaty, także już od śniadania włożone w wazonik przez mojego męża poprzez te napotkane na spacerze w choćby Costa Teguise (resortowej części wyspy). Wieczorem spędzaliśmy czas przy lampce dobrego wina miejscowego. Nie musiałam przez kilka dni kierować autem. Moim najlepszym sprzymierzeńcem okazało się słońce, dawno niezbrązowiała skóra nabrała nie tylko koloru, ale też blasku.





Uwielbiam żoną być!




1 komentarz:

  1. A ja myślałam, że to Irlandia nie nadaje się do noszenia kapeluszy i parasoli ;) Parasola do dzisiaj nie mam (pomimo ponad szesnastu lat życia na wyspie), a dwa moje "kapelutki" najczęściej jednak leżakują w szafie i czekają na lato.

    PS. Nie jestem pewna, czy mój poprzedni komentarz nie zaginął w czeluściach Internetu... Zostawiłam go pod wpisem "o mnie".

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)

Komentując wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych, które są m.in. wykorzystywane w analizie statystyk poprzez Google Analytics. Blog nie zbiera w sposób automatyczny żadnych informacji, z wyjątkiem informacji zawartych w plikach cookies tak zwanych "ciasteczkach".

Znajdziesz mnie tutaj

Copyright © 2017 weekendownik